Zbliżały się urodziny O., a we mnie rosło poczucie, że pora i czas pojechać do miasta matki Naszych ulubionych linii lotniczych. Organizacja - tym razem kompletnie poza moją kontrolą. O. kupiła tanie bilety, zebrała grupę znajomych i uwierzyła w polecone miejsce noclegowe. Szybkie pakowanie, zakup przewodnika-celownika i znaleźliśmy się na miejscu.
Budapeszt powitaliśmy na lotnisku Ferihegy, skąd nastąpiła szybka podróż do centrum, pełna przesiadek, kosmicznych stacji metra i Panów kontrolerów na każdym kroku w postaci "Witamy w metrze, skasuj bilet, idź do przodu". Tak rozpoczęliśmy 3 dniową przygodę.
NOCLEG
Na krótką chwilę urodziły się w Nas skrajne emocje co do tego miasta, a może raczej do zaufanego noclegu. Standard, który Nam przedstawiono gwarantował dwuosobowe pokoje z prywatną łazienką w międzynarodowym Hostelu z dostępem do WiFi i bliskim towarzystwie samego centrum Budapesztu. Tak miało być, a w rzeczywistości pod podanym adresem znajdowała się brama i wiara w Nas, że jednak jesteśmy w dobrym miejscu. Po kilku próbach kontaktu przywitał Nas przemiły Pan i oświadczył, że przed Nami kawałek drogi do celu - i nie mówię tu o pokonaniu kilku pięter i kilkudziesięciu schodków. Podróż do celu była przyjemna, gdyż Pan był mistrzem czarowania słowem i rzeczywistością. Na miejscu czar prysł. Nasze piękne dwuosobowe pokoje okazały się starym mieszkaniem podzielonym na kilka pomieszczeń, których zadaniem było imitować wygodne pokoje. Indywidualne łazienki zastępowała ogólna przestrzeń z zepsutymi drzwiami i staromodną zasłonką prysznicową. Szczególną uwagę zwróciliśmy na niesamowitą ilość plakatów na ścianach - jak się później okazało odzwierciedlały one ilość dziur w mieszkaniu, które artystycznie przysłonięte zostały wycinankami i papierowymi "dziełami". W pomieszczeniu temperatura idealna jak na marzec, ale niestety nie ta domowa, a ta podwórkowa. Długo nie potrafiliśmy wyjść z 'zachwytu' nad sytuacją, w której się znaleźliśmy. Bogatsi w kolejne doświadczenie z paniką w oczach postanowiliśmy szybko działać - kłótnia była zbędna, gdyż Pan nagle przestał rozumieć każde Nasze słowo.
Aplikacja booking zadziałała jak zawsze skutecznie i znaleźliśmy się w innym świecie. Przepiękny, wielki, tylko Nasz apartament FANCYAPARTAMENTS w okolicy Arany Janos utca 27. 4th Floor.
JEDZENIE
Budapeszt ma wiele do zaoferowania nawet wybrednym smakoszom, jednak nie każdy wybredny organizm zaakceptuje kulinarne popisy tego miasta. Tu nie liczymy kalorii, ponieważ ta kuchnia nie wpisuje się w obecnie modne dietetyczne kanony. O. w wyborach kulinarnych kierowała się przede wszystkim fantazją i swobodą, a ja stałam się miłośniczką Gulyasleves - gęsta zupa gulaszowa, bogata w mięso wołowe, przyprawiona aromatyczną papryką, za każdym razem zachwycała, szczególnie w Salt & Papper Restaurant na Vaci u. 65.
Lubimy smakować regionalne jedzenie, jednak przede wszystkim jesteśmy fanami tego co oferuje nam ulica. Po godzinach zwiedzania osładzaliśmy życie tradycyjnym sękaczem z Siedmiogrodu. Każdy znalazł smak dla siebie, bogata oferta proponowała - orzechowy, czekoladowy, kokosowy, cynamonowy, waniliowy, a dla mnie idealny klasyczny smak.
Fanów słodkości powinien zauroczyć diabelnie słodki przysmak, który można kupić w każdym miejskim sklepiku. Jeden przysmak nakarmił całą Naszą czwórkę - my nie powtórzymy tego doznania, ale Was zachęcam do próbowania.
W Naszych podróżach i przerwach między zwiedzaniem nie można zapomnieć o regionalnych trunkach. O. jako fanka chmielowych nektarów, testowała wszystko co Budapesztańskie i etykietkowo przyciągające. Ja w krainie alkoholowych trunków stawiałam na wino, złocisty tokaj oraz wytrawne propozycje węgierskich winnic.
Jedzenie traktujemy również jako podarunki i wspomnienia z wyjazdów, w związku z tym stajemy się poszukiwaczami kulinarnych skarbów. W kraju "bratanków" typowe podarunki smakowe kupowaliśmy na Centralnej Hali Targowej. Wszędzie czerwona papryka: świeża i suszona, ostra i słodka. Do tego salami, kolbasz, sery, marcepany, wina oraz miejscowa wódka Palinka.
ATRAKCJE MIASTA
Działamy spontanicznie, nie planujemy trasy, nie wypisujemy listy miejsc do zobaczenia, nie kupujemy wcześniej wejściówek do polecanych zabytków, idziemy gdzie nogi Nas poprowadzą. To O. jest licencjonowanym pilotem wycieczek i zwiedza z przewodnikiem w ręku. Czyta ciekawostki, opowiada historie wybranych miejsc. Ja lubię miejsca, które mają duszę, widok i możliwość fotografowania.
Myślisz Budapeszt, widzisz Parlament, szczególnie w nocnej odsłonie umacnia turystę w przeświadczeniu, że te miasto nie może istnieć bez jego sylwetki.
Nie zapomnieliśmy również o Placu Bohaterów z pomnikiem Milenium, naddunajskiej promenadzie, zabytkowej kolejce Sikló, studni Króla Macieja, Teatrze Zamkowym, Wzgórzach Budańskich, Kościele Macieja, Lasku Miejskim, Moście Wolności, Placu Głównym, Operze, Placu Adama Clarka i Trójcy Świętej, Synagodze i teatrach oraz klimatycznych uliczkach i widokach z samej góry Budapesztu. Wszystkich, którzy tak jak O. chcieliby zgłębić wiedzę wszystkich miejsc zapraszam do Przewodnika-celownika, a tych którzy tak jak ja lubią patrzeć i nie mają pamięci do dat zapraszam do oglądania Naszych wspomnień złapanych w mój kadr.
My tam wrócimy, a Ty ?
O&K