poniedziałek, 15 lutego 2016

Budapeszt - najpiękniejsze miasto nad Dunajem

Zbliżały się urodziny O., a we mnie rosło poczucie, że pora i czas pojechać do miasta matki Naszych ulubionych linii lotniczych. Organizacja - tym razem kompletnie poza moją kontrolą. O. kupiła tanie bilety, zebrała grupę znajomych i uwierzyła w polecone miejsce noclegowe. Szybkie pakowanie, zakup przewodnika-celownika i znaleźliśmy się na miejscu.


Budapeszt powitaliśmy na lotnisku Ferihegy, skąd nastąpiła szybka podróż do centrum, pełna przesiadek, kosmicznych stacji metra i Panów kontrolerów na każdym kroku w postaci "Witamy w metrze, skasuj bilet, idź do przodu". Tak rozpoczęliśmy 3 dniową przygodę.


NOCLEG

Na krótką chwilę urodziły się w Nas skrajne emocje co do tego miasta, a może raczej do zaufanego noclegu. Standard, który Nam przedstawiono gwarantował dwuosobowe pokoje z prywatną łazienką w międzynarodowym Hostelu z dostępem do WiFi i bliskim towarzystwie samego centrum Budapesztu. Tak miało być, a w rzeczywistości pod podanym adresem znajdowała się brama i wiara w Nas, że jednak jesteśmy w dobrym miejscu. Po kilku próbach kontaktu przywitał Nas przemiły Pan i oświadczył, że przed Nami kawałek drogi do celu - i nie mówię tu o pokonaniu kilku pięter i kilkudziesięciu schodków. Podróż do celu była przyjemna, gdyż Pan był mistrzem czarowania słowem i rzeczywistością. Na miejscu czar prysł. Nasze piękne dwuosobowe pokoje okazały się starym mieszkaniem podzielonym na kilka pomieszczeń, których zadaniem było imitować wygodne pokoje. Indywidualne łazienki zastępowała ogólna przestrzeń z zepsutymi drzwiami i staromodną zasłonką prysznicową. Szczególną uwagę zwróciliśmy na niesamowitą ilość plakatów na ścianach - jak się później okazało odzwierciedlały one ilość dziur w mieszkaniu, które artystycznie przysłonięte zostały wycinankami i papierowymi "dziełami". W pomieszczeniu temperatura idealna jak na marzec, ale niestety nie ta domowa, a ta podwórkowa. Długo nie potrafiliśmy wyjść z 'zachwytu' nad sytuacją, w której się znaleźliśmy. Bogatsi w kolejne doświadczenie z paniką w oczach postanowiliśmy szybko działać - kłótnia była zbędna, gdyż Pan nagle przestał rozumieć każde Nasze słowo. 


Aplikacja booking zadziałała jak zawsze skutecznie i znaleźliśmy się w innym świecie. Przepiękny, wielki, tylko Nasz apartament FANCYAPARTAMENTS w okolicy Arany Janos utca 27. 4th Floor. 

JEDZENIE

Budapeszt ma wiele do zaoferowania nawet wybrednym smakoszom, jednak nie każdy wybredny organizm zaakceptuje kulinarne popisy tego miasta. Tu nie liczymy kalorii, ponieważ ta kuchnia nie wpisuje się w obecnie modne dietetyczne kanony. O. w wyborach kulinarnych kierowała się przede wszystkim fantazją i swobodą, a ja stałam się miłośniczką Gulyasleves - gęsta zupa gulaszowa, bogata w mięso wołowe, przyprawiona aromatyczną papryką, za każdym razem zachwycała, szczególnie w  Salt & Papper Restaurant na Vaci u. 65.



Lubimy smakować regionalne jedzenie, jednak przede wszystkim jesteśmy fanami tego co oferuje nam ulica. Po godzinach zwiedzania osładzaliśmy życie tradycyjnym sękaczem z Siedmiogrodu. Każdy znalazł smak dla siebie, bogata oferta proponowała - orzechowy, czekoladowy, kokosowy, cynamonowy, waniliowy, a dla mnie idealny klasyczny smak.



Fanów słodkości powinien zauroczyć diabelnie słodki przysmak, który można kupić w każdym miejskim sklepiku. Jeden przysmak nakarmił całą Naszą czwórkę - my nie powtórzymy tego doznania, ale Was zachęcam do próbowania.


W Naszych podróżach i przerwach między zwiedzaniem nie można zapomnieć o regionalnych trunkach. O. jako fanka chmielowych nektarów, testowała wszystko co Budapesztańskie i etykietkowo przyciągające. Ja w krainie alkoholowych trunków stawiałam na wino, złocisty tokaj oraz wytrawne propozycje węgierskich winnic.


Jedzenie traktujemy również jako podarunki i wspomnienia z wyjazdów, w związku z tym stajemy się poszukiwaczami kulinarnych skarbów. W kraju "bratanków" typowe podarunki smakowe kupowaliśmy na Centralnej Hali Targowej. Wszędzie czerwona papryka: świeża i suszona, ostra i słodka. Do tego salami, kolbasz, sery, marcepany, wina oraz miejscowa wódka Palinka.


ATRAKCJE MIASTA 

Działamy spontanicznie, nie planujemy trasy, nie wypisujemy listy miejsc do zobaczenia, nie kupujemy wcześniej wejściówek do polecanych zabytków, idziemy gdzie nogi Nas poprowadzą. To O. jest licencjonowanym pilotem wycieczek i zwiedza z przewodnikiem w ręku. Czyta ciekawostki, opowiada historie wybranych miejsc. Ja lubię miejsca, które mają duszę, widok i możliwość fotografowania.
Myślisz Budapeszt, widzisz Parlament, szczególnie w nocnej odsłonie umacnia turystę w przeświadczeniu, że te miasto nie może istnieć bez jego sylwetki. 



Nie zapomnieliśmy również o Placu Bohaterów z pomnikiem Milenium, naddunajskiej promenadzie, zabytkowej kolejce Sikló, studni Króla Macieja, Teatrze Zamkowym, Wzgórzach Budańskich, Kościele Macieja, Lasku Miejskim, Moście Wolności, Placu Głównym, Operze, Placu Adama Clarka i Trójcy Świętej, Synagodze i teatrach oraz klimatycznych uliczkach i widokach z samej góry Budapesztu. Wszystkich, którzy tak jak O. chcieliby zgłębić wiedzę wszystkich miejsc zapraszam do Przewodnika-celownika, a tych którzy tak jak ja lubią patrzeć i nie mają pamięci do dat zapraszam do oglądania Naszych wspomnień złapanych w mój kadr. 










My tam wrócimy, a Ty ?

O&K

niedziela, 14 lutego 2016

Neapol, Sorento - smak cytryn i pomarańczy

O. kochała Włochy prawie od urodzenia. Jeździła tam w celach turystycznych, zarobkowych i handlowych. Rodzinnie, indywidualnie i przyjacielsko. Sprzedawała kryształy, podróżowała koleją, kroiła mortadele i obsługiwała świtę polityki Polskiej, Włoskiej i Niemieckiej.

Nie było innej możliwości - pierwsza wspólna podróż poza Warszawskie dzielnice to ITALIA. 



Neapol, brzmi dumnie. Pierwsze wyobrażenie to zabytki, dawna kultura, miasto pizzy i pomarańczy. Wyobrażenie, a rzeczywistość tym razem nie poszło wspólną drogą. To miejsce albo pokochasz albo znienawidzisz. Zabytków dużo nie znajdziesz no chyba, że monstrualny bazar, o którym mówi pół światka handlowego. Kulturę poznasz, ale tą napływową, obcą, mało włoską. Pierwsza pizza jest i tu miłe zaskoczenie, dopóki nie zobaczysz kolejki do najstarszego włoskiego lokalu. Pomarańcze w sklepowych gablotach i na chodnikach, ale tymi się nie poczęstujesz. 
My pokochałyśmy za ten absurd, za najlepsze ravioli ze szpinakiem, za pełne kieliszki nektaru profesjonalnie nazywanego Aperol Spritz, za dystans do życia i przedmiotów, za możliwość podróżowania dalej. 

 

Sorento - kraina cytryn, dosłownie, gdzie nie spojrzysz jest cytryna, cytryna, cytryna i cytrynowy trunek pięknie nazwany Limoncello. Podróż kilkugodzinna wystarczyła by nakarmić się promieniami słońca, kulturą starszych włochów popijających espresso, niebem w gębie za sprawą niekształtnej pizzy. Tam nie liczą się najnowsze trendy wystroju, drogie wyposażenie, tam liczy się klimat. Wiszące szynki, starodawna szklana gablota, rodzinne zdjęcia, limoncello i nałogowo rozwieszone obrazki z symbolikom wiary, świętości. Gościnność pierwsza klasa, starsza Pani przynosi ciasteczka z lokalnym trunkiem wygrzebane spod lady i częstuje dosłownie każdego klienta. Tam Klient może poczuć się kimś wyjątkowym, kimś na kogo czekali całe życie. 


Do tego kulinarnego zachwytu trzeba dołożyć jeszcze widoki, które czekają na turystę po zejściu z krętej ścieżki w dół miasteczka położonego na wzgórzu. Ścieżka wypełniona zewnętrznymi kapliczkami, ich wiara jest widoczna na każdym kroku turysto. Promienie słońca w marcu, które zapewniły Nam dawkę witaminy D na kolejne tygodnie w chłodniejszym krajowym klimacie PL. 
To Nasze małe wspomnienie tego co zaczęło się 3 lata temu.


My pokochałyśmy. 
My zapamiętałyśmy. 
My posmakowałyśmy.
My tam wrócimy. 

My to dziś wspominamy popijając kieliszek limoncello. 

O&K

Powitanie





Witamy. 

Można by wymieniać ile Nas dzieli: 7 lat, wielkość miasta pochodzenia, ton głosu, rozmiar buta, ilość znaków przeszłości na ciele, umiejętność słuchania i zapamiętywania, upodobania muzyczne i kinematograficzne, zdolności językowe i matematyczne, chaos i pedantyzm, słabości i uzależnienia; jednak ważne jest odnaleźć choć jeden łącznik. 
To co Nas łączy sprawiło, że stałyśmy się przyjaciółkami, bratnimi duszami do zdobywania świata małymi krokami. 
To Nasz wspólny łącznik - podróżowanie, kulinaria, estetyka na Nas, obok i dookoła. 

Tu chcemy rozpocząć wspólną przygodę pisania, inspirowania. 
Tu chcemy być systematyczne i elastyczne. 
Tu może Nasza wspólna twórczość kogoś zainteresuje. 

Pozdrawiamy i zapraszamy do wspólnej przygody. 

O&K